DZIEWULE 1441
 
Osoby posiadające stare fotografie, dokumenty lub inne pamiątki związane z historią wsi Dziewule serdecznie zapraszam do współpracy - A.B.

Dziewule, parafia Matki Boskiej Anielskiej

Parafia w Dziewulach należy do najmłodszych w diecezji siedleckiej. Jednak jej mieszkańcy przeżyli czas próby i walki władzy z Kościołem niczym podlascy unici. Tyle że działo się to sto lat po likwidacji Unii, w 1974 r.


Kościół w Dziewulach - w trakcie budowy - 1988 r.
(autor zdjęcia - Marek Świderski)

 


rok 2010


Wnętrze kościoła w Dziewulach
(autor zdjęcia - Marek Świderski)

Dziewule to miejscowość położona ok. 5 kilometrów na południe od Zbuczyna. Zanim w 1994 r. powstała w Dziewulach parafia, wieś należała do parafii w Zbuczynie. W 1974 r., kiedy komunistyczne władze w całym kraju hucznie obchodziły 30-lecie PRL, mieszkańcy wsi Dziewule postanowili wybudować kaplicę, która miałaby służyć również jako salka katechetyczna. Kaplica stanąć miała na gruncie Heleny Próchenki, a pomysł budowy narodził się jeszcze w 1944 r., kiedy to mała wówczas Helenka wraz z rodziną ocalała z wielkiego pożaru wsi spowodowanego walkami pomiędzy Niemcami a Rosjanami.

Z pierwotnego pomysłu by wznieść małą kapliczkę o wymiarach 2 na 2 metry powstał obiekt znacznie większy – 4 na 8 metrów. Wspólnymi siłami mieszkańców wsi w maju 1974 r. wybudowano kapliczkę w stanie surowym. Ledwo budowla ujrzała światło dzienne, już jakiś usłużny ormowiec (dla młodszych czytelników: ORMO to Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, formacja bardzo „zasłużona” szczególnie podczas stanu wojennego) powiadomił władze powiatowe w Siedlcach. No i się zaczęło. Najpierw kilka kobiet z Dziewul dostało wezwanie przed oblicze naczelnika powiatu. Obsztorcowane przez urzędnika tłumaczyły, ze wznoszą we wsi budynek dla Koła Gospodyń Wiejskich. Naczelnik nawrzeszczał na petentki i kazał natychmiast rozebrać budynek. Po południu tego samego dnia, a było to 29 maja do Dziewul przyjechał eskortowane przez milicję samochody z junakami z Ochotniczych Hufców Pracy. Młodym ludziom nakazano rozebrać świeżo wzniesioną kaplicę. Tyle że gdy junacy dowiedzieli się jaki charakter ma budowla przeznaczona do rozbiórki, odmówili wykonania pracy, bowiem gdy wyjeżdżali na akcję poinformowano ich, że jadą pomóc rozbierać jakiś parnik czy tez komin. W tym czasie na dźwięk strażackiej syreny zbiegli się wokół kaplicy mieszkańcy wsi. Junacy oświadczyli ze w takiej sytuacji mogą najwyżej modlić się z pozostałymi zgromadzonymi wokół kaplicy. Na to władza wycofała samochody pozostawiając chłopaków bez możliwości powrotu do domu. Zaradzili temu mieszkańcy wsi organizując zbiórkę pieniędzy dla krnąbrnych junaków.

Noc w Dziewulach przebiegła burzliwie. Zarówno z powodu majowej burzy, która przeszła nad wsią, jak i demonstracji siły ze strony władzy. Czuwających przy kaplicy mieszkańców miały „zmiękczyć” częste przejazdy radiowozów.

Ranek następnego dnia przyniósł ofensywę władz. Dziewule zostały otoczone przez milicję i odcięte od świata. Ze wsi wypuszczono jedynie tych gospodarzy, którzy zostali wezwani przed oblicze kolegium i ukarani dotkliwymi grzywnami. Po południu w Dziewulach pojawiło się kilkadziesiąt samochodów wypełnionych milicjantami w pełnym rynsztunku bojowym, czyli w hełmach, z tarczami, z gazem łzawiącym i pałkami. Jak pisali mieszkańcy wsi w późniejszej skardze do władz: „Zgromadził się tłum ludności, około 500 osób rozmodlonej ludności, ponieważ porozwieszano obrazy i krzyż misyjny, wtargnęła uzbrojona milicja w hełmach. I tu działy się okropne rzeczy, których nie sposób opisać. Wtedy byliśmy wrażeniami gdzieś na dalekim wschodzie, wyżywania się władz na bezbronnej ludności, kobietach ciężarnych i dzieciach. Trudno nam wyobrazić, aby po trzydziestu latach rządów PRL, władze powiatowe okazały dwulicowość wobec bezbronnej ludności. Co przejawiło się najbardziej w tym, że uzgodniono pozostawić nam 14 dni w celu uzyskania zezwolenia na dokończenie kapliczki, a już pierwszego dnia przywieziono dwa samochody Hufca Młodzieżowego, a następnego dnia pod presją MO zgruzowano kaplicę spychaczem.”

W czasie policyjnej akcji doszło do poturbowania kilku osób, w tym ciężarnej kobiety i wiekowej staruszki. Omal nie doszło do czegoś gorszego, bowiem jeden z obrońców kaplicy miał ze sobą butelkę z benzyną, którą rozbił o spychacz. Na szczęście kobiety odebrały desperatowi zapałki, którymi chciał podpalić pojazd.

Samo rozjechanie kaplicy spychaczem też się nie obyło bez problemów. Zarówno bowiem operator spychacza, jak i jego pomocnik ryzykując utratę pracy odmówili uruchomienia maszyny. Władzom udało się w końcu znaleźć jakiegoś pijanego fachowca i ten dokonał dzieła zniszczenia.

Tak to władza ludowa traktowała swój lud. Lud, który jednak nie dał sobą bezkarnie pomiatać. Mieszkańcy wsi Dziewule wystosowali m. in. list z protestem do samego I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Pisali w nim: „My niżej podpisani zwracamy się do Was Towarzyszu z prośbą. Nasza wieś Dziewule jest odległa od kościoła o 5 km, a nasze dzieci żeby uczono religii – bo my jesteśmy katolikami cała nasza wieś – chcielibyśmy dzieciom naszym oszczędzić dalekiego chodzenia. Ale my we wsi nie mieliśmy takiego lokalu, żeby się dzieci mogły zebrać – bo w szkole władze zabroniły – i chcielibyśmy pobudować prowizoryczną kapliczkę, gdzie mogłaby się odbywać nauka religii. W czasie tej budowy przyjeżdżała do naszej wsi milicja obywatelska i naszą budowę rozebrała, a obraz Matki Boskiej poświęcony wywiozła do Zbuczyna na wysypisko śmieci. Nam mówią, że teraz jest wolność dla robotników i chłopów, a co myśmy zawinili, że nas tak ukarali – przecież można dzieci uczyć religii. Jak nas wychowali nasi ojcowie, tak i my swoje dzieci chcemy wychowywać.”

Powiatowe władze przerażone rozgłosem akcji burzenia kaplicy w Dziewulach próbowały sprawę wyciszyć. Nie bardzo im się to udało, czego dowodem relacje z wydarzeń, które ukazały się w podziemnej prasie na kilka lat przed powstaniem „Solidarności”.

Grzegorz Welik

Tekst ze strony:  http://www.radiopodlasie.pl/

powrót

Andrzej Boczek
boczeka@wp.pl

Copyright ©